Karkonosze to góry, w których bywam chyba najczęściej a strona czeska zauroczyła mnie już dawno. Często biegam zahaczając o Szpindlerowy Młyn ale w samym mieście nie byłem jeszcze dalej niż kilka ulic przy szlaku. Tym razem nadażyła się okazja by to nadrobić przy okazji zawodów z serii Killpi Trail Running Cup. Seria ta to 8 zawodów o różnej długości od 5 km po 50 km . Najdłuższa trasa rozgrywana jest właśnie w Szpindlerowym Młynie razem z dwoma krótszymi dystansami na 21 i 5 km. Krkonošská 50 KTRC w tym roku to Międzynarodowe Mistrzostwa Czech w Ultra SkyMarathon® to zapowiadało mocną ekipę i ciekawą trasę.
W Szpindlerowym Młynie wylądowaliśmy w piatek na polu namiotowym Autocemp, całkiem spoko miejscówka położona nad rzeką Łabą w której można się kąpać czy bardziej morsować. Z ciekawostek warto wsponieć, że rzeczka ta a właściwie strumień górski ma w jednym miejscu jakby basen dość głęboki więc nie jest to brodzenie po kolana tylko normalna kąpiel.
To jedyny cemp w tym mieście. Do biura zawodów i na start mieliśmy jakieś 2 km. Start i meta zawodów usytuowana jest w chyba najbardziej znanym miejscu czyli w kompleksie Svaty Petr, który obok Medvědín stanowi zimową wizytówkę tego rejonu. Jak okiem sięgnąć wszędzie widać tylko strome góry i trasy narciarskie. Czy my po tym mamy biegać ? 😉
Rzut oka na mapę potwierdza, tak po tych pionach przyjdzie nam się ścigać za kilka godzin.
Większość ścieżek znałem z wcześniejszych treningów w tym rejonie ale pojawiło się też kilka nowych szlaków, których nie znałem wcześniej. Jak choćby odcinka zaczynającego się na 36 km a będącym najtrudniejszym fragmentem zawodów bo to 500 metrów w pionie do pokonania po trasie narciarskiej kompleksu Medvědín a następnie tak samo stromy zbieg też po trasie zjazdowej. Było wiadomo, że będzie bolało 🙂
Prognoza pogody zapowiadała opady koło 14-15 a to tego czasu miało być jak dotychczas czyli gorąco 30 stopni
dlatego też mimo, że organizator zapewnił 7 bufetów a na samej trasie jest sporo potoków spakowałem dwa bidony, trochę ciężko ale wolałem być zabezpieczony 🙂 Problem stanowiły bufety a właściwie to co oferowały – w opisie była informacja, że jest woda, izo, cola, arbuzy i makaron. Chciałem dokupić coś na zawody na miejscu ale nie było takiej opcji. Pomogła Magda odsprzedając mi 3 żele z uwagi na fakt, że ostatecznie przepisała się na krótszy dystans. Zatem miałem 3 żele na 50 km i 2400 up w upale hmm trochę słabo 🙂 Na dodatek arbuz i makaron były ale na mecie :))
Brak jedzenia to pierwszy błąd drugi to złe ustawienie się na starcie. Dzień wcześniej jedliśmy coś na trasie w czeskiej knajpie przy drodze jakieś tłuste i ciężkie jedzenie jak to u czechów, co skutkowało dłuższą wizytą w toalecie przed startem, na który niemal się spóźniłem 🙂 Stanąłem na końcu stawki nie było czasu już szukać Magdy, która stanęła na samym początku i tym samym wygrała 🙂 Start bowiem jest dość wąski i nie ma za bardzo jak wyprzedzić
a potem wbiega się na trasę narciarską z której wbija się w szlak. Wejście to jest tak wąskie, że w tym miejscu robi się spory korek a czas ucieka 🙂 Zatem pamiętajcie na tych zawodach od razu pełna dzida by na wejściu w szlak być bez kolejki – to 700 metrów od startu więc warto tu docisnąć.
Szlak jest stromy i wąski i tak w większości wygląda trasa na tych zawodach. Biegnie się na południe potem wschód przez Klinovke , Białą Łabę potem niemal aż do Odrodzenia dalej w dół do Łaby i znów w górę i tak to samej mety. Z dołu do góry z góry na dół Z ciemności w słońce, z ciszy w krzyk. Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie raz dwa raz dwa …
Trasa piękna aż chciało się robić zdjęcia non stop ale nie dało rady bo telefon był cały mokry od potu i nie mogłem go odblokować ani wytrzeć bo nie miałem ani kawałka suchego materiału 🙂 Dawno nie piłem takiej ilości wody jak tu. Spocone miałem nawet skarpetki 🙂 a usta i oczy piekły od soli – do dziś mam potówki na ciele. Jak widać na poniższym zdjęciu biegłem z kijkami, mimo krótkiego dystansu. Do końca nie wiem czy to dobra opcja.
Na pewno było kilka miejsc gdzie te kijki bardzo się przydawały i nie wiem jakbym bez nich się wdrapał na szczyt i ile by mnie to energii kosztowało ale większość trasy można lecieć bez.
Nie mam kijków typowo biegowych ani sensownego uchwytu na nie więc trzeba je mieć cały czas w rękach – zatem kwestia do przemyślenia dla tych którzy planują tutaj start. Może lepiej zabrać jakiś kij z lasu na podejście Medvědín ?
Czesi biegli w większości bez kijków. No ale na nich nie ma co patrzeć bo oni są inni 🙂 Podbiegi robią jak kozice a zbiegi jakby nagle im energii zabrakło – niemal stają w miejscu ! Wyprzeda się ich tak jakby wszyscy byli w zwolnionym tempie. Na dodatek oni bardzo lubią biegać w minimalistycznych butach bez amortyzacji może to powód ich wolnego zbiegania ?? Ja biegłem w Mizunach, które tej amortyzacji też mają tyle co kot napłakał i umierałem już po 20 km. Stopy piekły mnie straszliwie a oni tej amortyzacji mieli jeszcze mniej jakby w tenisówkach biegali a Karkonosze to przecież w większości twarda ostra skała. Na poniższym filmiku tego nie widać jak to na promo zawodów zawsze wygląda to lajtowo by nie zrażać potencjalnych klientów chyba 🙂
Trasa bardzo równa, nie ma tu jakiś części łatwiejszych , trudniejszych cały czas jest tak samo z fragmentami bardziej lajtowymi. Nie wiem dlaczego ale ciężko mi się biegło, może zmęczenie podróżą, mało snu, brak jedzenia na punktach, bolące stopy czy niemiłosierny upał – niby wyprzedzałem i nie byłem wyprzedzany ale nie czułem tej lekkości jaką powinienem mieć. No ok na punktach trochę czasu też traciłem bo piłem dużo ale na mecie byłem po 6 godzinach i 30 minutach gdzie pierwszy miał 4 godziny i 15 minut !!!
Jak on to zrobił ?? Byłem 50 open na 172 zawodników, którzy skończyli a nie skończyło dużo bo ponad 40 osób i 12 w kategorii na 48 którzy ukończyli. W większości biegłem a i tak wynik bardzo słaby; jest nad czym popracować no i na przyszły sezon kupić lepsze buty. Mizuny jak na razie sprawdziły się tylko raz na sprincie po lesie, w góry się nie nadają. Zatem czas na pracę przed nowym sezonem 2019 bogatszym o doświadczenia z tego roku. Przede mną może jeszcze jeden jakiś krótki kontrolny bieg i praca nad formą. Sam bieg bardzo polecam ale dla osób z doświadczeniem bo trasa jest dość techniczna i trudna. Szpindlerowy Młyn jest przepiękną miejscowością i na pewno nie raz tu wrócę pobiegać.