Na te zawody namówił nas kolega Tomek, który ostatecznie wypiął się na nas 😉 Mieliśmy jechać w 4 osoby i w zamyśle miało to być spotkanie towarzyskie. Ostatecznie kolejny Tomek pojechał na delegację i zostaliśmy my twardziele Rafał i ja 😉 Szanse na medale były – co prawda pierwsze miejsca zajęte były już u facetów przez Bartosza Gorczyce i u kobiet przez Ewę Majer ale II i III było dla nas do zdobycia ;)))
Dobra jaja sobie robię, nastawienia i jakiś planów taktycznych nie mieliśmy – no ja na pewno bo sprinty to nie moja dyscyplina. Na bieg pojechałem w trakcie przygotowań treningowych na inne imprezy więc to bieg z tzw. marszu. Na pewno chciałem przetestować buty – zabrałem treningowe salomony xt wingi sprawdzić czy można się w nich ścigać bo mam dylemat co zabrać na następne zawody.
Pogoda zapowiadała się rewelacyjna – tak było 2 godziny przed startem:
Po dotarciu na miejsce okazało się, że już sporo osób przyjechało – organizator zapewnił miejsca parkingowe na prywatnych posesjach ok 15 minut drogi od startu. Zabraliśmy rzeczy na start i spacerkiem po pakiety. Odprawa poszła szybko, pakiety odebrane – w zestawie makulatura reklamowa + napój typu izotonik. Przebraliśmy się i po rozgrzewce i krótkiej przebieżce czekaliśmy już na start. Na starcie Słońce ostro grzało nam w plecy – dobrze, że to są niskie góry i cały czas będziemy biec lasem bo w przeciwnym wypadku bez bidona było by krucho. Organizator przygotował aż trzy bufety z wodą na +/- 5, 10 i 15 km i to w takich miejscach, że naprawdę było to idealne ułożenie – brawo !
Mam problem z tętnem – nerwówka daje się we znaki. Pierwszy mój start w tym roku i stresik mimo wszystko jest 🙂 Spoczynkowe mam ok 70 teraz stoję na starcie i mam 115 😉 Oj będę się zaraz męczył myślę sobie ale myśli przerwane są wystrzałem chyba ze strzelby 🙂 a to oznacza, że czas do startu.
Poszły mustangi ! z górki po asfalcie 😉 na szczęście tylko 1 km potem strome ścieżki górskie. Rafał chyba jednak miał jakiś plan na ten bieg bo od razu wyrwał się ze 400 metrów do przodu, a niech leci. Ta przewaga utrzymała się już do końca. Ja tu mam problem z tętnem cholera to już 170 ! nie czuje przecież zmęczenia ten stres mnie wykończy zwalniam co chwila by się uspokoić i kieruje myśli na coś innego. Na pierwszym podbiegu odnotowuje najwyższe tętno 174 potem jest już tylko lepiej. Uspokajam się i robię to co umiem czyli biegam – coraz szybciej i tętno spada, jest ok. Biegnie mi się coraz łatwiej i przyjemniej połykam kolejne osoby. Czuje, że jednak te salomony na starty się nie nadają – za ciężkie i grzeje mi się stopa ale to nic ja grzeje coraz mocniej do przodu pod te strome ścianki. Trasa dobrze oznaczona nie trzeba szukać gdzie skręcić tylko skupić się na biegu, aż do 7 km tam poleciliśmy grupą prosto ale coś mi nie pasowało bo po lewej w górze widziałem sporo osób i raczej nie biegli tą ścieżką co my – stanąłem sprawdziłem wgraną trasę na zegarku i faktycznie strzałka z nasza pozycją była poza trasą, szlag ! Krzyczę do chłopaków by zawrócili ale polecieli dalej. Trudno wracam, wpada na mnie kolejna grupa biegaczy widząc mnie pytają czy to zła trasa – pokazuje im tylko biegaczy kilkadziesiąt metrów nad nami i sam zaczynam przedzierać się przez chaszcze, Stromo tam było, straciłem ze 3 minuty na to wszystko i po ok 10 km dogoniłem dopiero grupę którą wyprzedzałem przed zabłądzeniem. Ale to nic trasa i całe te góry są piękne więc co za problem. Mimo, że górki nie są wysokie to podbiegi i zbiegi są naprawdę ostre. Ajlajkit, yeah !!!
Na zbiegach moje pancerne buty okazują się bezkonkurencyjne – nie zwracam uwagi na co stąpam po prostu lecę prosto bez hamulcy. Stabilizacja plus podeszwa robią swoje i ja swoje i tak śmigamy połykając kolejne osoby. Nie wszyscy mają jednak takie szczęście i widzę jedną osobę, która jest już pod opieka służb medycznych. Był taki zbieg przykryty liśćmi a pod nimi była masa kamieni więc o zwichnięcie czy też wywrotkę naprawdę nie było tu trudno.
Ostatnie kilometry to już konkretny lot w dół w większości z tempem poniżej 4 minut często w okolicy 3:30 po prostu rewelacja ! Sama meta pojawiła się na ostatnich 200 metrach, jeszcze zbieg po betonowych płytach, nogi same niosą na twarzy banan, spiker wyczytuje moje nazwisko i mówi coś o poznańskich koziołkach – w końcu jestem z Poznania 😉 Aż żal, że to już koniec chciało by się jeszcze ze 20 km pobiegać. Trasa bardzo szybka choć nie był to łatwy sobotni spacerek i o to chodziło.
Na miejscu w ośrodku organizator zapewnił prysznic z czego szybko skorzystaliśmy oraz posiłek – i to nie makaron a kasza z mięsem – super ! Bieg polecam z czystym sumieniem – chciało by się więcej ale nie ma co narzekać. Jest dobrze.
wizualizacja biegu:
zdjęcia z trasy wykonane przez Norafsport oraz DKB Dobczyce:
[…] ilości roweru :/ oraz 3 godziny stabilizacji. To też miesiąc pierwszych zawodów – półmaraton Mustanga w Beskidach, który zaliczam do udanego testu postępów w treningach. Mimo sporej jak na ten […]