Zaczęło się od wpisu na FB , że poszukiwani są wolontariusze na BUGT, spojrzałem na kalendarz sprawdzając termin. Okazało się, że w tym czasie mogę spokojnie poświęcić czas na pomoc. Spytałem syna czy chciałby tez pomóc, w sumie dlaczego nie – padła odpowiedź 🙂 Zatem wysłałem nasze zgłoszenie…
Po kilku tygodniach dostałem odpowiedź, że jesteśmy zakwalifikowani i że zostaliśmy przydzieleni do punktu „META”. Zostało zatem tyko zorganizować transport do Zakopanego i tu z pomocą przyszła znajoma, która wybierała się na BUGT ale jako zawodniczka razem ze swoim znajomym. Mamy zatem komplet i ruszamy 🙂 Wyjechaliśmy w środę rano i ok 15 byliśmy na miejscu. Szybko rozbiłem namiot zrobiłem dla nas obiad trochę ogarnąłem to i owo i ruszyłem na zaplanowany na ten dzień trening. Pojawił się mały problem bo miałem w planie zabawę biegową łącznie 17 km ale po płaskim 🙂 Jedyne co mi przyszło do głowy to szlak Pod Reglami i powrót asfaltem ale i tak nabiłem niemal 300+
Planowaliśmy jeszcze wieczorem wyjść na Kasprowy by podziwiać Perseidy ale jednak byliśmy zbyt zmęczeni podróżą, a też nie chciałem forsować syna za bardzo tego dnia więc skończyło się na wizycie w Termach.
W czwartek mieliśmy już ograniczenie czasowe, ponieważ o 19 był planowana odprawa wolontariuszy gdzie mieliśmy poznać szczegółowy plan naszej pracy. po śniadaniu zatem szybko ruszyliśmy w góry. Plan był prosty – Hala Gąsienicowa – Czarny Staw, Karb, Kasprowy i zejście do Kuźnic. Dla mojego syna była to pierwsza górska wycieczka w Tatrach jednak mimo wszystko dał radę jedynie podejście pod Kasprowy go zmęczyło. Zakochał się w Tatrach ! Co nie jest dziwne w sumie 🙂 Na dodatek schodząc z Kasprowego spotkaliśmy wchodzącego Andrzeja Gołotę, który na moje Witaj Mistrzu tylko machnął ręka i napierał dalej samotnie…
[alpine-phototile-for-picasa-and-google-plus src=”user_album” uid=”sportujesie” ualb=”6185977783583277489″ imgl=”fancybox” style=”gallery” row=”4″ grwidth=”800″ grheight=”600″ size=”320″ num=”100″ align=”center” max=”100″]
O 19 stawiliśmy się w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich by poznać szczegóły naszych zadań. Najwięcej pracy miały osoby przydzielone do obsługi na trasie dla nich praca zaczynała się kolejnego dnia – osoby z mety zaczynały pracę w sobotę od 8 do końca w moim przypadku do 24. Zakres prac to postawienie mety i później jej zdemontowanie a w trakcie zawodów mieliśmy pilnować bezpieczeństwa zawodników, którzy przebiegali przez ulicę w Kuźnicach (musieli przebiec na druga stronę ulicy)
Mieliśmy zatem wolny piątek. Syn był trochę zmęczony więc postanowiłem, że zobaczy Morskie Oko. Normalnie docierałem tam przez Pięć Stawów jednak tym razem musieliśmy jechać busem i iść 9 km asfaltem w tysiącami ludzi – w taki dzień jak ten przechodzi tą trasą ok 13 000 ludzi z danych TOPRu… Nie jest to fajne ale co zrobić. Cel zawsze jest ładny nawet gdy droga do niego jest taka sobie. MOko zasypane było ludźmi do tego stopnia, że nie szło dostać się do wody, poszliśmy więc dalej w kierunku Czarnego stawu w połowie drogi zaczęła zmieniać się pogoda. Stwierdziłem, że robimy wycof do schroniska na obiad. W momencie gdy odbieraliśmy posiłek przyszła burza. Przeczekaliśmy ją jeszcze trochę po obiedzie i zaczęliśmy wracać. Było trochę chłodniej i przyjemniej po deszczu zatem zbiegaliśmy by tą nudną rasę maksymalnie skrócić. Rozbawiały nas komentarze mijanych ludzi w stylu „o zostawili pizzę w piekarniku” i tym podobne 😉
Sobota to nasz dzień pomocy w biegu o 8 stawiliśmy się wraz z innymi na stadionie,
na którym mieliśmy zaraz stawiać metę. Pracy było sporo a czas mieliśmy ograniczony – do 12:30 musiało być wszystko gotowe, zawodnicy wystartowali o 4 rano i zakładano , że pierwszy może się pojawić poniżej 9 godzin. było by słabo jakby zawodnik skończył a my nie 🙂 zatem wszyscy zabrali się do pracy a efekty były widoczne z minuty na minutę coraz większe.
Gdy już meta była gotowa nastąpił kolejny przydział zadań – kto ma wręczać medale i puchary,
kto sprawdzać obowiązkowy sprzęt, kto dawać depozyt jedzenie pilnować trasy przed metą etc.. My mieliśmy iść na przejście w Kuźnicach na 2-3 godziny i zmiana i tak w kółko aż do końca zawodów. Limit biegu to 17 godzin czyli kończyliśmy pracę na tym punkcie ok 21:20
Pierwsza zmiana dłużyła nam się trochę bo nie było jeszcze zawodników pierwszy pojawił się Bartek Gorczyca z czasem 9 godzin i kilka minut.
Biegł niemal nie zmęczony w asyście Marcina Świerca który filmował ostatnie kilometry biegu po 30 minutach pojawił się zwycięzca poprzedniej edycji Przemek Sobczyk wraz ze swoim dwu osobowym suportem
kolejnym zawodnikiem był Piotrek Hercog ze stratą 50 minut do Bartka.
Piotrek dla mnie jest mocarzem, cały tydzień pobytu w Tatrach trenował sam bieg w zawodach też był treningiem przed UTMB a zakończył go na 3 pozycji. Szacun ! Zmianę kończyliśmy w czasie gdy pojawił się czwarty zawodnik Jacek Zebracki.
Wróciliśmy na metę na obiad pomogliśmy trochę też innym na miejscu.
Po 2 godzinach zameldowaliśmy się znów w Kuźnicach tym razem pracy było o wiele więcej bo i różnice między zawodnikami nie były tak duże. Najlepszą zmianą była jednak ta ostatnia gdy już było ciemno fajnie było patrzeć na zapalone czołówki na głowach biegaczy jak zbiegali w kierunku mety. Niektórym trzeba było pomóc naprowadzić ich na trasę bo biegi nie w tym kierunku co kończyło by się wydłużeniem trasy, zapalałem wtedy swoją czołówkę i świeciłem w ich kierunku jakieś 800 m wtedy kierowali się na mnie jak na latarnię 😉
Nie zabrakło też niemiłych sytuacji jak choćby ta, gdzie niemal nie zostaliśmy rozjechani przez auto, którego kierowca za żadne skarby nie chciał zatrzymać się na pasach mimo, że stałem twarzą do niego i świeciłem czołówką a zawodnik przebiegał przez pasy. Na pasy wychodziłem wcześniej tak by zawodnicy nie musieli zwalniać a kierowcy mieli czas na zahamowanie. Ten jednak miał widać pilna potrzebę rozjechania nas i musieliśmy uciekać do rowu. Jednak miłych sytuacji było więcej. Masa turystów widać była zainteresowana biegiem, podchodzili pytali się i z niedowierzaniem kręcili głowami na informację o czasie lidera czy o dystansie i trasie zawodów. Były też sytuacje zabawne gdy musieliśmy wypychać nowe volvo, które nie chciało włączyć wstecznego biegu – kierowca bezskutecznie majstrował przy biegach i ostatecznie elektronika wygrała zmuszając go do poddania się. Na szczęście byliśmy blisko i zepchnęliśmy autko na drogę w docelowym kierunku 🙂
O 21:15 dostałem informację, że mam już zejść z punktu i wracać na metę. Tam była już dekoracja najlepszych
a my po chwili zaczynaliśmy zwijać całą metę. Ja zakończyłem o 24 bo o 5 rano była pobudka pakowanie namiotu i plecaków, powrót do domu o 6 rano.
Impreza bardzo fajna, jeśli ktoś będzie się za dwa lata zastanawiał czy pomóc w organizacji najtrudniejszego biegu w Polsce to szczerze polecam i liczę, że spotkam kogoś z Was na trasie bo w planach mam start w tych zawodach !